7:00 pobudka. Hulanie do godz 3 nad ranem daje znać nawet jesli to tylko glupawka wywolana jetlag’iem... Szybka kawa. Bus 115 i dostajemy sie na przystan.
Ruszamy do Macau promem. Lekarstwo chinskie na chorobe morska okazuje się dosc skuteczne. Przymracza mnie na pól dnia. Z pozniejszej perspektywy, wrażenia z drogi do Macau wydaja sie jakieś rozmyte...
Przeprawa paszportowa po godzinie plyniecia turbojet i jesteśmy na miejscu.
Ta wyspa to raj dla hazardzistow. Kasyna, kasyna, hotele i kasyna. Drugie Las Vegas. Podobno przychód z kasyn w Macau przewyższyl czterokrotnie przychód kasyn z Las Vegas. Przechodzimy przez MGM Kasyno. Każą mi schować ipada. Przy stolikach sami Chińczycy. Grają i pala papierosy.
Idziemy do spa w MGM hotel. Basen, masaż balijski w Six Senses u Caroline. Rajsko. Bosko!
Ruszamy na stare miasto.
Macau odwiedzane jest przez turystow glownie ze względu na pozostałości portugalskiej architektury.
Budynki, w szczególności w centrum, tzw starego miasta, rzeczywiście przypominaja o początkach chrześcijaństwa i centrum handlu zainicjowanym przez Portugalczykow w 1557 r.
Dziwnie ogląda się te budynki ( Ruinas de Sao Paulo, Largo do Senato, kościół St Joseph' Seminary) które nie pasują mi jakos do otaczających je tłumów skosnookich Chinczykow. Bialasow, takich jak my nie jest tu wielu.
Na ulicznych straganach, oprocz tego ze mozna kupic praktycznie wszystko, moja uwage przykuwaja plastry miesa poukladane w stosiki, ktore oferuja sprzedawcy. Czestuja mnie kawalkiem takiego miesa, wczesniej odcietego nozyczkami z plastra. Smakuje ciekawie. Miesno-slodko, jakbym jadla mielona szynkę parmenska z lukrem cukrowym.
Robimy drobne zakupy w słynnej lokalnej ciastkarni (dominuja tu ciaska, ale na tym samym stoisku sprzedawane sa suszone kalmary, rybki w obsypce z sezamu, lukrecja w kawalkach, kandyzowane pomarancze, ogromne ryby z lbami w folii, przyprawy).
Robimy drobne zakupy w słynnej lokalnej ciastkarni (dominuja tu ciaska, ale na tym samym stoisku sprzedawane sa suszone kalmary, rybki w obsypce z sezamu, lukrecja w kawalkach, kandyzowane pomarancze, ogromne ryby z lbami w folii, przyprawy).
Głód zaspokajamy w ulicznej garkuchni. Wybieramy składniki a kucharka gotuje je w wielkim garze, w sitku. dorzuca przyprawy, pokojonego w kawalki flaka, zalewa wywarem z gara. Dostajemy do zjedzenia tego dania (podawanego w styropianowej misce) dwie wielkie wykalaczki. Jest pyszne! Ostre tak, ze ust z bolu nie czuje. Koszt równowartość 12 pln.
Ruszamy w kierunku przystani szybkim marszem.
Umeczone spacerem po mieście, podroza do HK turbojetem, wracamy do domu pozna nocą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz