piątek, 25 maja 2012

HK Central dzien 7



Piątek
Wstajemy o 9, robimy porządki w mieszkaniu  i ruszamy do Central autobusem z Kowloon.
Wysiadamy przy budynku HSBC. W roku ukonczenia budowy tj 1985 byl najdroższym budynkiem swiata. HKD 5bn. Wybudowany według wszyskich zasad fengshui. Obok Bank of China. Stary i nowy budynek. Ci którzy znają się na sztuce fengshui twierdza ze emituje zła energię. 
Ruszamy pod górę na Hollywood Rd, tu masa sklepików z antykami chińskimi. 
Na ulicach pełno yuppies wystrojonych w garnitury.
Mijamy ekskluzywne sklepy i butiki. Buty Louboutain. Nie doznaje szoku. Aż sama się sobie dziwie ...
  


Docieramy do Man Mo Temple. To świątynia z 1840 r dedykowana bogowi literatury i bogowi wojny. 
Jest tu niesamowicie. Kadzidla w kształcie spiral zawieszone piętrowo aż pod sufit. Duszna atmosfera kadzidel okala mnie. Czuje się jak w innej epoce. Ludzie modlą się, okadzaja dymem, wróżą albo tak jak ja absorbuja.












Ruszamy dalej ciągiem małych uliczek, zachodzimy do chinskiej herbaciarni. Ceny zawrotne. Odbywamy rytual parzenia i picia herbaty. Kupuje tu jednak kilka opakowan herbaty. 
Mijamy dzielnice barów, Soho, wracamy na Central Road aby wsiąść w dwupietrowy, drewniany tramwaj. Trochę jak z San Fransico. To podobno najtańszy środek transportu w HK. 2,30 HKD. Juz wiem dlaczego :-)
  










Tramwaj zatrzymuje się co skrzyżowanie. Jedzie wolno, za to ma otwarte okna i nie ma klimatyzacji. Atrakcja taka…
Dojeżdżamy do Happy Valley. Przed nami rozlegly teren gdzie odbywają się wyścigi konne.  Chwile spędzamy w malym parku planując dalsza trasę. Chcemy zwiedzić dzielnice Wan Chai.



Wsiadamy ponownie w tramwaj, Dojeżdżamy do kolejnej gwarnej ulicy. Szukanie Queens Road i skladu iphonow. Nic z tego :-(







Wan Chai przerasta moje oczekiwania. Liczyłam na spokojna okolice. Hałas, gwarn, tłum pedzacych ludzi. Liczymy ze zjemy tu lunch. Vindalu fish. Nic specjalnego. U Hindusa na Kruczej w Warszwie znacznie  smaczniej, ale porcja duża wiec glod zaspokajam. I klimatyzacja i zmeczone nogi na krzesło mogę zarzucić…
Tuż obok, na Lockhard Rd, sex bary. Przepiekne mlode dziewczyny w skapych strojach  na stołkach barowych na ulicy ciągną bialasow do nierzadu. Jakoś dziwnie się tu czuje. Pelno Amerykanow i Australijczykow. Sexturystow? Chyba mnie to przerasta...






Ponownie w tramwaj, jedziemy w kierunku Shau Kei Wan. Tłum nie maleje.  Robi się ciemno. Szybka kolacja w barze wegetarianskim i  ruszamy do klubu na otwartym tarasie na 35 piętrze wiezowca. Co za widok!!!!
Barierki przezroczyste. Ciepły wiatr, zapach perfum Bialasow, którzy przybywają tu licznie by spotkać się z innymi Bialasami. Albo w towarzystwie skosnookiej Chinki. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz