sobota, 26 maja 2012

HK Aberdeen dzien 8



Sobota
Z rana zakupy spozywcze w pobliskim sklepie i wyruszamy do Aberdeen. Port. Tu mamy zamiar zobaczyć pływające domy i restauracje.  Pada cieply deszcz.





Port nie robi na mnie większego wrażenia. Wieżowce, kutry, statki, małe kolorowe motorówki, sporo nagabywaczy na rejs po zatoce albo obiad w kolyszacej się restauracji. Zapach paliwa i spalin. Zapach morza i ryb.To niestety nie dla mnie.
Jemy obiad w restauracji w centrum dzienicy. Miało być Sea Food z ryzem na pikantno. "Spicy, hot??? " "Yes, yes"- jak zwykle odpowiada kelner. Przynosi mi ryż wymieszany z mielonym  mięsem, wielkimi skwarkami, kalmarami, krewetkami i osmiorniczkami. Mało pikantnie. Za to smak jakich w życiu nie jadłam.Total Fusion. Skwarki, kawalki sloniny jednak przesuwam na bok miski.












Wracamy do domu autobusem w deszczu.
Pakowanie waliz i pora wracać do Polski :-(
Na stacji metra Airport Express Kowloon zdajemy karty Octopus i odprawiamy się do Warszawy. Bardzo dogodne! Wsiadamy już do metra tylko z bagażem podręcznym z nadzieja ze walizki dojadą z nami do Polski. Ruszamy na lotnisko.


Pa, pa Hong Kong!!!
Wrócę tu jeszcze!!!

piątek, 25 maja 2012

HK Central dzien 7



Piątek
Wstajemy o 9, robimy porządki w mieszkaniu  i ruszamy do Central autobusem z Kowloon.
Wysiadamy przy budynku HSBC. W roku ukonczenia budowy tj 1985 byl najdroższym budynkiem swiata. HKD 5bn. Wybudowany według wszyskich zasad fengshui. Obok Bank of China. Stary i nowy budynek. Ci którzy znają się na sztuce fengshui twierdza ze emituje zła energię. 
Ruszamy pod górę na Hollywood Rd, tu masa sklepików z antykami chińskimi. 
Na ulicach pełno yuppies wystrojonych w garnitury.
Mijamy ekskluzywne sklepy i butiki. Buty Louboutain. Nie doznaje szoku. Aż sama się sobie dziwie ...
  


Docieramy do Man Mo Temple. To świątynia z 1840 r dedykowana bogowi literatury i bogowi wojny. 
Jest tu niesamowicie. Kadzidla w kształcie spiral zawieszone piętrowo aż pod sufit. Duszna atmosfera kadzidel okala mnie. Czuje się jak w innej epoce. Ludzie modlą się, okadzaja dymem, wróżą albo tak jak ja absorbuja.












Ruszamy dalej ciągiem małych uliczek, zachodzimy do chinskiej herbaciarni. Ceny zawrotne. Odbywamy rytual parzenia i picia herbaty. Kupuje tu jednak kilka opakowan herbaty. 
Mijamy dzielnice barów, Soho, wracamy na Central Road aby wsiąść w dwupietrowy, drewniany tramwaj. Trochę jak z San Fransico. To podobno najtańszy środek transportu w HK. 2,30 HKD. Juz wiem dlaczego :-)
  










Tramwaj zatrzymuje się co skrzyżowanie. Jedzie wolno, za to ma otwarte okna i nie ma klimatyzacji. Atrakcja taka…
Dojeżdżamy do Happy Valley. Przed nami rozlegly teren gdzie odbywają się wyścigi konne.  Chwile spędzamy w malym parku planując dalsza trasę. Chcemy zwiedzić dzielnice Wan Chai.



Wsiadamy ponownie w tramwaj, Dojeżdżamy do kolejnej gwarnej ulicy. Szukanie Queens Road i skladu iphonow. Nic z tego :-(







Wan Chai przerasta moje oczekiwania. Liczyłam na spokojna okolice. Hałas, gwarn, tłum pedzacych ludzi. Liczymy ze zjemy tu lunch. Vindalu fish. Nic specjalnego. U Hindusa na Kruczej w Warszwie znacznie  smaczniej, ale porcja duża wiec glod zaspokajam. I klimatyzacja i zmeczone nogi na krzesło mogę zarzucić…
Tuż obok, na Lockhard Rd, sex bary. Przepiekne mlode dziewczyny w skapych strojach  na stołkach barowych na ulicy ciągną bialasow do nierzadu. Jakoś dziwnie się tu czuje. Pelno Amerykanow i Australijczykow. Sexturystow? Chyba mnie to przerasta...






Ponownie w tramwaj, jedziemy w kierunku Shau Kei Wan. Tłum nie maleje.  Robi się ciemno. Szybka kolacja w barze wegetarianskim i  ruszamy do klubu na otwartym tarasie na 35 piętrze wiezowca. Co za widok!!!!
Barierki przezroczyste. Ciepły wiatr, zapach perfum Bialasow, którzy przybywają tu licznie by spotkać się z innymi Bialasami. Albo w towarzystwie skosnookiej Chinki. 


czwartek, 24 maja 2012

Kowloon dzien 6

2 jajka na miękko, pajda chleba, prysznic i w drogę!





Dziś New Kowloon.
Wsiadamy do autobusu 3b i jedziemy do Chi Lin Nunnery (replika z 618 AD). W autobusie przyczepia się do nas jakiś z pozoru miły starszy Chińczyk i nie chce się odczepic. Lazi za nami krok w krok, pokazuje nam napisy, gada cos do nas. Taki samozwanczy przewodnik. Gubimy go szczesliwie wreszcie w ogrodach...








Z Nunnery udajemy się do Wong Tang Sin Temple. Rozległy teren, sporo turystów i kilka budynków swiatynnych do zobaczenia. Unosi się  wszędzie zapach kadzidel. To niesamowite odczucie. Ludzie modlą się i wróżą z patykow, kosci. Wróżbici siedzą w okienkach. Można przepowiedziec sobie przyszłość :-)







Z Tang Sin Temple ruszamy na piechote w poszukiwaniu Kowloon Walled City Park. Z mapy wynika ze max 20 min drogi ... ale jak sie okazuje zataczamy koło w ciagu 1 godziny i wracamy do punktu wyjscia ...
Odległości są tu olbrzymie. Zapytana na ulicy kobita Brytyjka sugeruje nam wziac taxi aby dojechac do Walled City Park ... Oj, to dla cieniasow!
Diament Hollywood MTR obiad w postaci ostrej zupy Kim Chi.






Wsiadamy  do metra i jedziemy do Prince Edward MTR.  Zwiedzamy Flower Market, Bird Garden (tylko wejście : ptaki w klatkach to nie dla nas...)
To okolica bazarow i straganow, w oczach się mieni. Jest tu wszystko. Od pałeczek do jedzenia, przez baterie, suszone osmiornice i sprzęt  grający. 
Ladies Market, Jade Market, goldfish market, Shanghaj Street, Temple Street, Reclamation Street Market.





Rybki do akwarium eksponowane w woreczkach foliowych na Fish Market

Nasz cel: Tin hau Temple zamknięty już niestety. Obok stoja stragany Night Market:  ku naszemu zdumieniu to budy z sex gadżetami !
I powrót do domu 2e. A wcześniej zakupy w drogerii Bonjour J (nazwa jakby oswojona). Krem z zenszenia i pereł oraz Tiger Balm zakupiony! 

środa, 23 maja 2012

Stanley dzien 5

Dzis mamy zamiar zalapac sie na zorganizowana wycieczke po okolicach HK autokarem z przewodnikiem. Musimy byc przy HK YMCA o 9:00. Jedziemy w pospiechu, bez sniadania. Okazuje sie ze wycieczki jednak nie ma ... zatem czas na szybkie obmyslenie planu awaryjnego.


Pan w centrum informacji turystycznej sugeruje nam  aby koniecznie zobaczyć Stanley. Na zachętę podaje ze miasteczko Stanley wyglada jak Monte Carlo w Europie. Czy ma mnie to zachęcić??? Maja tu podobno fiola na punkcie Europy...




Jedziemy do Stanley autobusem komunikacji miejskiej. Droga wiedzie przez piękne okolice nadmorskie, male zatoczki i malownicze plaze. Wydaje sie tu dosc europejsko. Niska zabudowa. Cisza. Wille. Wysiadamy w centrum przy  tzw. deptaku. 




Stanley bardziej przypomina Sopot niż Monte Carlo. Nie mniej, jest tu bardzo sympatycznie, niewielu ludzi a posrod nich wiekszosc to bialasy mnie podobne. W napotaknym po drodze supermarkecie na polkach importowane artykuly zywnosciowe z Wloch, Hiszpanii, Japonii … kurcze, czuje sie jak w delikatesach Alma …
Expackie zono-gospodynie domowe z dziećmi na porannej wizycie w lokalnej kawiarni to nasi glowni towarzysze sniadania. Wokol nas MCDonald, Starbucks :-) jakby znajomo...




Wolnym spacerkiem przemierzamy centrum Stanley wzdluz i wszerz …









Wracamy ze Stanley do Centrum HK autobusem.
Ustawiamy się w kolejkę do tramwaju aby wjechać na Victoria's Peak, najwyżej polozony punkt nad HongKongiem, z którego roztacza się zapierająca w piersiach panorama miasta. 
Niezwykle przeżycie!!!