wtorek, 4 września 2012

#11 ROWER

Uwielbiam rower. O każdej porze dnia i porze roku. Po deszczu, w upale, w zimnie, w słońcu. Sama, w towarzystwie. Po asfalcie, po lesie, po łące, nad Wisła. Z wyznaczonym celem i bez celu. Z Endomondo. Długie wyprawy z przerwą na obiad i te szybkie trasy wokół domu.
Wiatr we włosach. Krople deszczu na twarzy. Zmieniające się zapachy otoczenia:  mchu, betonowej drogi, kwitnących kwiatów, opadłych jabłek, gorącego piachu. Wysiłek. Zielony kolor lasu.

Rower kocham od zawsze. Pamiętam dobrze rowery, które kupowali mi dziadkowie, które czekały na mnie jak przyjeżdżałam na wieś na wakacje. Pamiętam składaka w dederonowej torbie kupionego przez mamę w czasach kryzysu, rower przywieziony przez brata ze Stanów i rower, którym jeździłam podczas studiów na imprezki (umożliwiał mi bez-kosztowy niezależny nocny powrót do domu).
No jest jednak coś, czego nie lubię: ścieżek rowerowych z tabunami rowerzystów wystylizowanych  jak pawie czy waleczne żółwie ninja, masowo przemieszczających się po nich. Unikam.
Wycieczka rowerowa to taka moja chwila radości i szczęśliwości. Wolności. 

Zdjęcie z jednej z ostatnich wycieczek rowerowych. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz