poniedziałek, 24 września 2012

Pierwsza godzina pracy


Na ostatnim spotkaniu mojego zespołu,  20 osób zajmujących stanowiska od inżynierskich i eksperckich po managerskie, prezentowało przed resztą grupy swój standardowy dzień pracy.
Pierwsze czynności  po przyjściu do pracy, jakie każdy z nich (bez wyjatku) wymieniał to:

  • Zaopatrzenie się w kawę (jeden delikwent wyróżnił się herbatą)
  • Zaopiekowanie się skrzynką mailową (otwieranie poczty, czytanie, sortowanie, odpowiadanie)

Czy coś Wam  to przypomina? Kto z nas tak zaczyna pracę? Ręka w górę!

Dotarłam tymczasem do analizy, a w zasadzie refleksji na temat tego, co ludzie „sukcesu”  robią w pierwszej godzinie swojej pracy. O to zostali zapytani uznani managerowie, przedsiębiorcy,  politycy, ludzie wpływowi, kształtujacy w pewnym sensie nasze życie.
Mimo wielu rzeczy jakie roznia tych tzw ludzi sukcesu: charakter, osadzenie geograficzne, branża w jakiej działają, wyłuskanych zostalo jednak kilka wspólnych zasad, jakimi kierują się w swoim życiu zawodowym, które w szczególności dotyczą pierwszej godziny ich pracy.

Po pierwsze : nie czytaj maili
Tak!
W symbolicznej pierwszej godzinie pracy powstrzymują sie od uruchamiania skrzynki pocztowej. Jeśli jest coś naprawdę ważnego wymagającego ich interwencji to są przekonani, ze dostaną SMS, telefon lub ktoś do nich przyjdzie w krytycznej sprawie.

Po drugie:  uważność i wdzięczność
Pod tym hasłem rozumiany jest pewien stan umyslu, zadumania. Rytuał, kiedy to zastanawiamy się  nad wszystkim, za co możemy być danego dnia wdzieczni. Co mogę znaleźć w sobie, pośród członków rodziny czy przyjaciół, w otoczeniu, w pracy. Zauważam to i jestem wdzięczny.

Po trzecie:  na początek zrób najgorsze
Ta zasada w jez angielskim brzmi: „Eat that frog” („Zjedz te żabę”) i miej już to za sobą! Jeśli zrobimy trudną, ciężką sprawę na poczatku dnia (np. odbycie krytycznej rozmowy, przygotowanie raportu lub  dokumentu) to wszystko co nastąpi później będzie już tylko przyjemnością. Niektórzy ujmują tę regułę w zdaniu „Jedna poważna rzecz przed przystąpieniem do czytania maili”.

Po czwarte:  posiadaj plan
Ta reguła wiąże się ściśle z poprzednia, „zjedzeniem żaby" na początku dnia”. Już w przeddzień powinniśmy mieć plan co będzie robione dnia następnego, w szczegolności co będzie robione jako pierwsze.  Ta symboliczna "żaba” powinna być wybrana, zdefiniowana, a materiały potrzebne do wykonania tego zadania zgromadzone. Pomaga tu zostawienie sobie żółtej kartkeczki z nazwą zadania. Po przyjściu do pracy od razu wiadome jest za co się zabrać w pierwszej kolejności.

Po piąte:  zadaj sobie pytanie  „Czy robię  to co lubię”?
Jeśli dzisiejszy dzień byłby ostatnim dniem mojego życia, to co chcę zrobić z tego co mam zrobić? Jeśli przez dłuższy czas odpowiedzi, których udzielasz są w rodzaju „nic” albo większość zadań jest na liście rzeczy, które nie chcesz wykonywać  to jest to sygnał do zmiany. Odpowiedź na to pytanie pomaga ustawiać priorytety.

Po szóste: „customer service”
Dla ludzi sukcesu bedących na szczycie drabiny managerskiej ta zasada często oznacza zejście kilka poziomów niżej i zajęcie się kwestiami, którymi na co dzień zajmują się ich podwładni: załatwianiem reklamacji, siedzeniem na kasie czy w biurze obsługi klienta. Zrobieniem czegoś co przybliża ich do „rzeczywistości” i przede wszystkim przybliża do ludzi. Dla innych oznacza kontakt osobisty lub telefoniczny z klientem, pracownikami  czy kolegą z grupy czy projektu, z którym na co dzień nie utrzymują regularnie kontaktu. Telefon z zapytaniem jak się rozmówca czuje, czy czegoś od nas potrzebuje i jakie są jego problemy.

Sześć bardzo prostych, z pozoru, zasad.
Zachowań, które nie wymuszają żadnych inwestycji i nie wymagają poświęceń.
Do wcielenia od zaraz.  
Małymi krokami, na poczatek jedna, dwie reguły, które przyniosą różnicę.

Czy jest ktoś na sali, kto podejmie wyzwanie?

poniedziałek, 17 września 2012

#14 OGRÓD W DONICZKACH

Dziś przepiękny wrześniowy dzień. Łagodne i ciepłe słońce. Wymarzony czas na kilka chwil poświęconych na pracę w ogrodzie. Nie zakładam tym razem kaloszy, nie narzucam kamizelki, nie biorę taczki.  
Dziś na zwolnionych obrotach zajmuję się ogródkiem w doniczkach. Wyrzucam zeschnięte po lecie słoneczniki i obłamane po ostatnich deszczach astry, spryskuję anty-grzybem róże, dosadzam wrzosy, przesadzam kwiaty, podcinam lawendę i przestawiam doniczki w słońce.
Na raty.
Chcę.
Nie muszę.
Patrzę z podziwem na różne odcienie zieleni ziół na tle białej ściany i czuję się szczęśliwa.




wtorek, 11 września 2012

#13 MASAŻ TWARZY

Dziś spontaniczne zaproszenie do Sis Monis na kawę z jej nowej kawiarki i masaż twarzy! No jaki wspaniały pomysł na podarunek! Potrzebne: CZAS, CHĘCI i budżet na kawę. Tak bardzo wiele i tak niewiele. Taka byłam wniebowzięta! Z pracy wprost na te przyjemności! 
Czy mogło mnie tego dnia spotkać coś lepszego??? 
Masaż (każdy! - no może z wyjątkiem typowo rehabilitacyjnego) należy do moich najulubieńszych chwil. Błogi relaks, przyjemność, towarzyszące temu zapachy i poczucie zaopiekowania...
O, tak, wpisuję zdecydowanie na listę moich momentów radości i szczęśliwości!

niedziela, 9 września 2012

#12 OGNISKO

Dziś zaproszenie do znajomych na ognisko. To już prawie  doroczna tradycja jesienna.
Przyjemnie jest się spotkać w gronie zaprzyjaźnionych osób pod pretekstem smażenia kiełbasek :-) . Cała ferajna rozbrykanej dzieciarni stęsknionej za sobą po wakacjach, sporo przestrzeni do biegania w ogrodzie, huśtawka na wysokiej wierzbie, taras z meblami ogrodowymi do biesiadowania na zewnątrz. Wspominamy wakacje, dzielimy się przepisami na przyniesione sałatki, wędzimy kiełbaski i kaszankę, śmiejemy się, zajadamy ciasta ze śliwkami.
Jest coś magicznego w ogniskach. W samym płomieniu, w cieple, w którym można się ogrzać, w tej chwilowej koncentracji na płonących polanach drewna i iskrach lecących pod niebo i atmosferze rozmów  toczonych obok.  
Cudnie. Lubię te chwile!

wtorek, 4 września 2012

#11 ROWER

Uwielbiam rower. O każdej porze dnia i porze roku. Po deszczu, w upale, w zimnie, w słońcu. Sama, w towarzystwie. Po asfalcie, po lesie, po łące, nad Wisła. Z wyznaczonym celem i bez celu. Z Endomondo. Długie wyprawy z przerwą na obiad i te szybkie trasy wokół domu.
Wiatr we włosach. Krople deszczu na twarzy. Zmieniające się zapachy otoczenia:  mchu, betonowej drogi, kwitnących kwiatów, opadłych jabłek, gorącego piachu. Wysiłek. Zielony kolor lasu.

Rower kocham od zawsze. Pamiętam dobrze rowery, które kupowali mi dziadkowie, które czekały na mnie jak przyjeżdżałam na wieś na wakacje. Pamiętam składaka w dederonowej torbie kupionego przez mamę w czasach kryzysu, rower przywieziony przez brata ze Stanów i rower, którym jeździłam podczas studiów na imprezki (umożliwiał mi bez-kosztowy niezależny nocny powrót do domu).
No jest jednak coś, czego nie lubię: ścieżek rowerowych z tabunami rowerzystów wystylizowanych  jak pawie czy waleczne żółwie ninja, masowo przemieszczających się po nich. Unikam.
Wycieczka rowerowa to taka moja chwila radości i szczęśliwości. Wolności. 

Zdjęcie z jednej z ostatnich wycieczek rowerowych. 






poniedziałek, 3 września 2012

Początek roku szkolnego

No i koniec laby. Czas powrotu do szkoły i przedszkola. Tym razem z uśmiechem. Rozpoczęcie nowego roku szkolnego to nie tylko przeżycie dla dzieci. Dla mnie również. Hymn narodowy, poczet sztandarowy, dyrektor przed mikrofonem, kupa rozbieganych dzieci i odświętnie ubrane nauczycielki. Tak jakoś rzewnie mi się zrobiło. Wspomnienia z podobnych wydarzeń z mojej szkoły podstawowej powróciły. Miłe.
I cała ta mobilizacja przed rozpoczęciem roku szkolnego. Zakup mundurków, nowe podręczniki, wyprawy po zeszyty, pędzle, skoroszyty i nowe kapcie. Pakowanie wyprawek. Spotkania na korytarzu z rodzicami i te wymiany informacji: "A tamci to  zrezygnowali z naszej szkoły","o, a to są Ci nowi, co doszli", "a Ci zdecydowali się na naukę dzieci w domu. Podobno potrzeba w semestrze 160 godzin aby opanować program szkolny na poziomie  5-klasisty!", "No proszę!, nie do wiary!", "Pani od matematyki odeszła", "Jaka szkoda, taka była z niej sensowna osoba!", "A na tenis po szkole to musicie się szybko decydować bo ten trener to już prawie cały zajęty" ...
Przechodzę obok przedszkola. Okna uchylone. Dobiega mnie lament najmłodszych dzieciaków, 3 latków. Widzę rozpłaszczony na szybie nos, dwie dłonie i smutek w oczach. Szkoda mi teraz bardzo tych maluchów ... W duchu uśmiecham się jednak do siebie i pocieszam. To mija ...


sobota, 1 września 2012

#10 ROZWIESZANIE PRANIA

To czynność niemal codzienna, sprawiająca mi sporą przyjemność (ze średnią prań: 1 pranie na dzień, która spada podczas wakacji, gdy dzieci wyjeżdżają z domu). 
Szaleństwo? Kiedyś pomyślałam, że to chyba durnowate, żeby lubić takie rzeczy jak wąchanie świeżo upranych i wyciągniętych z pralki ubrań, roztrzepywanie przed powieszeniem na suszarce, wieszanie z obmyśleniem strategii  optymalnego rozmieszczenia na wolnych sznurkach. ... Ale ...  jak się później okazało,  są ludzie wokół mnie (i to nie świrusy) którzy tę czynność uwielbiają tak jak ja...
Muszę dodać, że takich radosnych odczuć nie mam jeśli chodzi o pranie ręczne. Nie przepadam. Nie robię jeśli nie muszę.