Wyruszam na grzyby. Mało stylowo: z reklamówką i kozikiem.
Lubię to bardzo. Od zawsze. Szukanie grzybów to dla mnie niesamowicie odprężające zajęcie. Blisko natury.
O tej porze to głównie maślaki. Przy okazji znajduję róg jelonka, cudne muchomory i kocanki. Pięknie.
Za każdym razem jak zbieram grzyby, przypomina mi się historia z licealnego życia, kiedy to w celu zarobienia na wakacyjny biwak wyruszyłam z Elcią na zbieranie grzybów. Ubrane w łachmany (bo przecież tak człowiek chodzi na grzyby!) tuż po wschodzie słońca wyruszyłyśmy autostopem w kierunku bliżej nieokreślonego lasu. Po całym dniu zbierania, z marnymi skutkami, powrotem autostopem (?), dotarłyśmy wreszcie do skupu grzybów w barakowozie w centrum miasta. Większości grzybów nam nie przyjęto, a za mniejszość (głównie kurki i podgrzybki) zapłacono mizerne pieniądze. Za zarobione pieniądze kupiłyśmy jedno opakowanie mleczno-ryżowej kaszki dla niemowląt jako pasza na biwak. Całodniowy wysiłek zatem się opłacił :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz