W zasadzie to jazda na nartach powinna znaleźć się na jednym z pierwszych miejsc w rankingu zajęć, które kocham. Kocham tę chwilę zjazdu z adrenaliną z góry, po czarnej trasie, i kocham wystawianie buzi do słońca jadąc na wyciągu, i ten moment zadumy na samym szczycie nad roztaczającym się wokół niesamowitym widokiem gór i radość z jazdy z innymi. Kocham to szczypanie w policzki przez mróz, Bombardino na leżaku na stoku, zapach sosen przykrytych śniegiem i zmęczenie wieczorne mięśni po całym dniu wysiłku.
Tak sobie myślę, ze podobnie jak rower, narty dają mi wielkie poczucie wolności i bliskości z naturą, jakich nie przynosi żaden ze sportów "halowych".
To chyba właśnie ta wolność decyzji, która przejawia się w prozaicznych kwestiach: jakim stylem i szybkością zjadę, jakim szlakiem, która stroną stoku, kiedy się zatrzymam i kiedy odpocznę, kiedy popatrzę na góry, a kiedy zrobię zdjęcie, daje mi niesamowite poczucie wolności i szczęśliwości. Oddycham całą sobą, wrzucam na luz, zapominam o zmartwieniach. Tu i teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz